W pogoni za doskonałością
Długo zastanawiałam się, jak zacząć ten artykuł. Jak ubrać w słowa to, co sama przeżyłam, a przed czym chciałabym ostrzec innych, aby nie popełnili moich błędów. Wreszcie, gdy problem pewnego dnia powrócił, zdecydowałam się napisać artykuł, który dla innych byłby swego rodzaju drogowskazem na przyszłość..
W czym zatem rzecz?
Przyznam szczerze, że od zawsze miałam spore problemy z poczuciem własnej wartości. Nie wierzyłam w siebie, a co najbardziej bolesne – nie uważałam się za piękną. Jako nastolatka miałam naprawdę sporo szczęścia, ponieważ nigdy nie uskarżałam się zbytnio na tak powszechny wśród młodych ludzi trądzik. Problem zaczął się znacznie później, gdy dorosłam, skończyłam studia i zaczęłam zarabiać pieniądze. Dobre pieniądze, na tyle dobre, że pozwoliły mi wpaść w błędne koło kosmetycznych problemów.
Poczułam, że teraz nareszcie mogę uleczyć swoje cierpiące ego. Że oto mogę być piękną, pożądana kobietą z nienaganną cerą. Że mogę wyglądać jak z filmu. Namiętnie kupowałam hurtowe wręcz ilości kosmetyków, aż przestały mieścić się w łazience. Sądziłam, że im więcej, tym lepiej. Wzorem, a właściwie mitycznym wzorem, Azjatek rozbudowałam swoją pielęgnację do niebotycznych wręcz rozmiarów. Kremy, maseczki, glinki, sera… wszystko naraz, wszystko codziennie.
Aż wreszcie cera nie wytrzymała. Przyznam, że i tak dość długo dzielnie się trzymała. Co się właściwie stało? Otóż któregoś dnia wokół moich ust oraz na brodzie zaczęły pojawiać się większe i mniejsze krostki – bolesne i swędzące, nieprzypominające w sumie trądziku. Bardziej wyglądały mi na alergię czy jakiś rodzaj zapalenia skóry.
Dziś już wiem, że przydarzyła mi się tak zwana „choroba stewardess”, a bardziej poprawnie dermatitis perioralis – choroba dotykająca głównie młode, bardzo zadbane kobiety, przykładające ogromną wagę do codziennej pielęgnacji skóry. To choroba przykra, nawracająca, niezmiernie uciążliwa, ale na szczęście łatwo z nią walczyć, jeśli wie się, jak to zrobić.
Intensywna pielęgnacja męczy skórę. Zbyt intensywna pielęgnacja oczywiście. Nadmierne nawilżanie, stosowanie wielu kosmetyków o bogatym składzie, niekoniecznie zgadzających się ze sobą nawzajem, powoduje reakcję obronną cery. Zaczerwienieniem, świądem i wysypką pokazuje nam, że ma już dość i że nasza pogoń za pięknem oraz nieskazitelną urodą zabrnęła stanowczo za daleko.
Co rano oczyszczałam twarz mydłem ze srebrem koloidalnym, osuszałam, wykonywałam zabieg darsonvalem, następnie tonizowałam wodą różaną i aplikowałam krem. Wieczorem powtarzałam w zasadzie to samo, ale mydło zastępowałam niekiedy gąbeczką bambusową i żelem propolisowym. Co drugi czy trzeci dzień nakładałam maseczkę, w płacie lub w żelu, aplikowałam też nierzadko olejek z pestek malin. Z początku efekty były fenomenalne, buzia wyglądała świeżo i promiennie, więc sądziłam, że robię dobrze. W jakim jednakże byłam błędzie.
A ja po prostu chciałam być piękna… Pragnęłam poczuć się lepiej. To dziwne w moim wieku, powinnam być rozsądniejsza…
Fenomen azjatyckiej pielęgacji – czy aby na pewno?
Od czasu do czasu można pozwolić sobie na maseczkę albo rozpieścić się jakimś fajnym serum. Ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Najlepiej zaś bazować na kosmetykach sprawdzonych marek, dermokosmetykach i kosmoceutykach, które mają znacznie lepszy skład oraz szersze (bardziej terapeutyczne) spektrum działania niż standardowe produkty z drogerii.
Pozdrawiam,
Marta
Marta
Nie słyszałam wcześniej o tej chorobie stewardessa i jestem zaskoczona, że coś takiego jest
OdpowiedzUsuńJak to się mówi; czego to w dzisiejszych czasach nie wymyślą :p
UsuńUdało mi się obronić przed tym pędem nadmiernej pielęgnacji. Od lat mam sprawdzone marki, które nie uczulają mojej wrażliwej skóry. Czasem pozwalam sobie na maseczkę lub większy zabieg u kosmetyczki. :)
OdpowiedzUsuńWarto czasem coś przetestować, wypróbować, aby potem produkt służył Ci na długie lata :)
Usuńja kiedyś też przesadzałam i efekt osiągałam odwrotny do zamierzonego, używałam wszystkiego co się da, bez ładu i składu...teraz koreańska pielęgnacja nie jest mi obca również, ale wszystko usystematyzowałam i ograniczyłam i jestem zadowolona ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę o koreańskiej urodzie i po prostu byłam w szoku, jak mało wiedziałam na temat pielęgnacji :)
UsuńJa jestem zdania, że wszystko jest dobre, ale z umiarem. Uwielbiam dbać o skórę, ale wiem, że wszystko z rozsądkiem. Trzeba obserwować skórę i stosować takie produkty, które pomogą nam w danym momencie, a nie wszystko naraz...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, jednak co za dużo to nie zdrowo :)
UsuńJak ze wszystkim nie można przesadzić.. Ważne tez sprawdzać skład produktów bo obecnie pchają w nie dużo świństw, które jeszcze mogą pogroszyć stan cery, jak i zdrowia
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńPozdarwiam serdecznie <3
Nie słyszałam o tej chorobie mimo, ze lubię testować nowości to jednak przez problemy z cerą rzadko sięgam po nowości do twarzy (bo później żałuję).
OdpowiedzUsuńDzięki Ci za ten wpis.
Mi dopiero Marta uświadomiła, że taka choroba ma swoją nazwę :)
Usuńciekawe, ja tylko maskuje się, krem pod oczy bo moja cera niekoniecznie lubie bogatą pielęgnację ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej chorobie, ale to prawda umiar to podstawa!
OdpowiedzUsuńOstatnio coraz więcej mnie na tym blogu :D ale to fajnie, bo lubię tu być :)
OdpowiedzUsuńNam to nie przeszkadza, a wręcz jest nam bardzo miło :)
UsuńNie słyszałam o tej chorobie, ale jestem Ci wdzięczna za to, że o niej mówisz! Artykuł pomocny i uświadamiający.
OdpowiedzUsuńNasuwa sie stwierdzenie co za duzo to niezdrowo. Ale pierwszy raz slysze o takiej chorobie, dzieki za ostrzezenie (zaneta szot)
OdpowiedzUsuńTo prawda, jednak co umiar :)
UsuńJa również nigdy wcześniej nie słyszałam o tej chorobie. Wychodzi na to, że łatwo można przedobrzeć.
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Jak ze wszystkim, trzeba znać umiar :)
Usuń„choroba stewardess”? nie słyszałam o niej. Dobrze, że zmarszczki się nie pojawiły
OdpowiedzUsuńWszystko dobre z umiarem. Tylko jak sobie poradziłaś z tymi krostkami ? Jak powstrzymać tą reakcję obronną ?
OdpowiedzUsuńOdłożyłam zbędne kosmetyki. Używam teraz tylko tego, co sprawdzone i niezbędne. Wieczorem robię zabieg Darsonvalem i łykam Zincuprin. A kremy to z kwasem migdałowym i azelainowym 😊
UsuńZastanawiało mnie jak to jest z tymi Azjatkami, czy one wklepują aż tyle kilogramów kosmetyków, skoro i te biedne niezadbane również młodo wyglądają. Wg mnie taka jest ich uroda, a jeśli nawet, to żyją w innym klimacie i inna pielęgnacja może być im potrzebna niż nam.
OdpowiedzUsuńOczywiście. Inna skóra, inna dieta...
UsuńKobiety mniej kosmetyków, a wasza skóra twarzy naprawde będzie zdrowsza ;)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, im bardziej dbam o cerę tym gorzej wygląda ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio staram się zachowywać umiar i działa ;)Moja skóra stała się mniej problematyczna ;)
OdpowiedzUsuńSztuka tkwi w prostocie :)
UsuńJa staram się zachować umiar zarówno w pielęgnacji jak i w makijażu.
OdpowiedzUsuńDobrze, że o tym mówisz, w dzisiejszych czasach konsumpcjonizmu. Im dłużej żyje tym co raz bardziej widzę, że we wszystkim jest potrzebny rozsądek. W przypadku pielęgnacji kiedy jej w ogóle nie ma, jest źle ale zbyt intensywna też nie jest dobra, co opisałaś na Twoim przykładzie. Ja zawsze zachęcam doczytania składów, wybierania kosmetyków naturalnych i dokonywania świadomych zakupów:)
OdpowiedzUsuńŚwiadome zakupy to tak jak mówisz, wbrew pozorną nie prosta sprawa :) Fajnie, że jest świadomym konsumentem :) Oby w naszym społeczeństwie coraz więcej takich ludzi :)
UsuńJa nie miałam problemów z cerą, nawet jako nastolatka, ale zawsze lubiłam o nią dbać. W szczególności używałam kosmetyków z miodem i mlekiem :) Inne nowości, które mnie zainteresowały testowałam ale nie na całej twarzy. Najczęściej pytałam o próbki lub niewielkie saszetki kosmetyku. Gdy któryś nie nadał się do mojej cery - wyrzucałam nie marnując przy tym pieniędzy. Mam swoje ulubione kremy którym jestem wierna i jakoś trudno jest mi testować nowe. :)
OdpowiedzUsuń